Słowarium

Monika Kostera


 

Modlitwy miejskie (2011)

1.

Warszawskie okna

nadal można przyłapać na kwiatku, na regale

na lampie

W podwórkach cug

od wojen i siedmiu boleści

do nieba z kapilczką

Płynie w podziemnych żyłach

sen asfaltowego Betel

 

*

2.

Warszawskie Maryje niebieskie

z podwórek wyległy

suną Marszałkowską

Mijają kafejki

wystawy

metro Centrum

Dokąd idziecie, madonny?

Nie odpowiedziały, gipsowe

krtanie gipsowe usta

milczą

Przeszły nad Wisłę

stoją, patrzą

Gdzie zeszłoroczne śniegi?

Gdzie są wczorajsze deszcze?

Gdzie morze krwi, morze łez, morze wódki?

Miasto kość z kości naszych

Popatrzyły, odeszły

miasto niosą

Hosanna!

Powoli

rozwijają z powrotem

 

*

3.

Tu miasto

spada w dół

anielskie, diabelskie, z prochu powstałe

Sypie się gzyms

Kruszy krój kostki

Miasto łaskiś pełne

niech się święci

niech nas ma w swej opiece

O aniołowie, o diabły miasta

na szarych skrzydłach

skrzydłach gołębi

w górę, w dół, w górę nieście nas

gwazdom

nieście rynsztokom

miastu, w mieście, miastem

przenikniętych

przemiejskich

 

*

4.

Święta Warszawo

patronko tramwajów

od rana zalana

od rana spracowana

Bez ładu ni składu

błyszcząca wieżowcem

zgrzebna chodnikiem

na wysokościach

łaski pełna

Kostna, ruinna, podchmurna

Dudnąca, boska, ognista

i w ścieżkach jasnych przelistna

prześwietlista

Zmiłuj się nad nami

Módl się za nami

Amen

 

*

5.

Boczny przechył nocy

a pod nogami głębia

skuleni, wracamy do domów

Metro - podziemna kometa

wciąga nas z szarych peronów

bucha w czeluści miasta

A górą wzburzone spaliny

A górą syczące szyny

I rwie tysiać rzek wielostronnie

I drży tysiąc dróg tysiąckonnie

Co wieczór strumienie miasta

unoszą się a wraz z nimi

płyniemy, płyniemy, płyniemy

pasażerowie zwykłości

 

*

6.

Lokomotywa nocy

mknie ulicami miasta

mknie kanałami ścieków

mknie przewodami cugów

Jednemu sen czarny niesie

drugiemu nagłe olśnienie

Wlecze ze sobą syreny

ku zółtym obozom szpitali

ku salom bezsennym dusznicy

Wiezie ze sobą przebrzmienia

ku pustym bezdźwięcznym klasom

Noc jak śmierć złączy, zbrata

osiedla trumien kanciastych

w modnych białych łupinach

bloki naftalinowe

i krypty kadzidlane

miasto wymości, wypieści

aż przyjdzie ostrze świtu

- zada

                 ożywczy zgrzyt

 

 


Ziemiotyczność (2011-2012)

Gdybym...

Gdybym wiedziała, że wszystko się zmieni

Żyłabym uważniej

Wiedziałabym, jakie ławki były w tramwaju

Pamiętałabym, jak pachniały dropsy

I jak pokrzywy kłuły w łydkę

Kiedy to piszę

Fragmenty znów stają się wyraźne

Ale nie chcą połączyć się

            w całość

 

*

Berdyczów Novum

Jak wysłać wiadomość do Pana Boga?

(a może do świętego Mikołaja)

Wysyłasz sms z warszawskiego metra

Nie trafia do odbiorcy tylko leci dalej

A twoje życzenie po jakimś czasie

     sprawdza się

Może niebo ma tam zasięg

(a może to Górny Berdyczów)

 

*

Szturmowa

Już prawie trzydzieści lat mija

Siedziałam tu i pisałam

O czarnej fali ptaków

Niebo trzydzieści razy

Przegwieździło się, zblakło

Czarne ptaki zmieniły

Trajektorię przelotów


Miasto forever (2012)

Miasto - planeta ludzi

tętniące w rytmie człowieka

dyszące basem spalin

dudniące szynogrzmotem

miasto chodnikostope

Miasto - planeta ludzi

człekoształtne; człek

z człekiem się nie zejdzie

chyba że w mieście

w mieście

Górą miasto!

 


Dwa razy rzeka (2012)

Nie deptać szarości

Iść ulicami

trzymać się ściany

ściana jest szorstka

Szumi sąk pod chodnikiem

między płytami

mruczy, dusi.

Nie brać szarości

                   na daremno

nie szargać siatki

nie brzmieć przed czasem

Korzenie drzew

stlił beton

szaro-gęsi za morzem

Dwumruk przed startem

i rozdzwonienie pociągów

Nie grać, nie kucać

Już proch wieczorny

skroplony, cierpki

i przenajświętszy blask floksów nocą

To czas, to czas

podlewania pomidorów

To punkt -

cios

wieczności

 

 


Ptaki

Jak Hermes,

jak anioły,

tak i ptaki

latają pomiędzy światami.

Zwyczajny warszawski gołąb

z kulawą nóżką

dziś na pod Halą Mirowską szuka okruszków.

A  jeszcze wczoraj podkradał

ziarna Demeter,

rozmawiał z Franciszkiem,

i przefruwał nad mrokiem

otchłani, której nikt

opisać nie może.

Wróble co szczebiocą na dachu

Niosąc pozdrowienia

od umarłych bliskich;

pytają, czy coś im przekazać?

No i Jaskółka

wie wszystko,

była wszędzie,

jej pióra osmalone

miłością samego Boga.

*

The birds

As Hermes,

as angels,

so the birds

dart and dash between universes.

The most common of pigeons,

with a gammy leg,

today begging tourists for breadcrumbs,

spent last night stealing grain

from Demeter herself,

then confessed it all to St. Francis.

The way back took him right

across the Abyss

the one words can never describe.

Rooftop sparrows tweet messages

from the dear departed;

they ask if a reply

will be forthcoming.

And the swallow,

she was everywhere,

knows everything;

black soot of her wings

tastes of God's own love.

(transl. Jerzy Kociatkiewicz)

*

Witaj w Arkadii

(dla TL)

Witaj w Arkadii

tu pola zawsze

własnoręcznie muśnięte

przez rumianą Ceres,

Prozerpina śle listy nawet zimą,

Orfeusz i Eurydyka

na zawsze razem

- forever together.

Tu możesz wyśnić na jawie

co chcesz:

zamki tajemne, skały,

ogrody takie, jak w pieśni Joni.

Tu ma wstęp

tylko ten, co wszystko stracił

i zyskał wszystko;

święty od dróg wijących,

zmartwychwstały poeta,

ten, który wie, że dobro trwa,

a zło przemija.

Trafić tu to cud w życiu największy,

nie dlatego, że skryta,

czy że bardzo odległa;

jest tuż obok, możesz ją ujrzeć,

gdy spojrzysz uważnie;

lecz by to uczynić,

zostaw wszystko co masz:

buty, szafy, pochwały,

maski, winy, przesmutki,

wstęgi, znaki, przysięgi.

Wejdź czysty, tak

jakbyś umarł -

bezgranicznie,

prawdziwie

żywy.

 

*

Słowa

Słowa - tworzywo takie, jak inne;

można je lepić, obtaczać, rękami gładzić;

lub ciosać w nich, wywoływać z nich kształty;

można je splatać razem, tkać z nich;

albo mieszać, wysnuwać z nich światło;

można drżeć nimi; można w nich hulać.

Czasem trysną jak krew

z rwącej aorty,

nie sposób je wstrzymać.

Bywają też w kościach, w szpiku,

nie do wyszarpania

bez okropnego bólu dartego ciała.

Zdarza się, że mruczą po drugiej stronie,

wśród drzew i cieni, chyłkiem liściem.

W dziwne dni są lawiną

dziewiczą, lotną,

nie masz z nią szans.

Cały świat możesz ujrzeć w jednym słowie,

a bywa, że nic szczególnego. Pac, pac.

*

 

Drzewo wrześniowe

Drzewo

Drzewo, drzewo wrześniowe,

Drzewo rozptaszone

Za nim skrada się słońce,

mruczy liściom zaklęcia

szczerozielone, solenne,

strąca

na ziemię cienie.

Łatwo zakochać się

wróblim sercem

w zielonym najzieleńszym

(Warszawa, 2013)

*

Taki dzień

Co za dzień!
Prześmigał
przeszumiał przeze mnie
Przed chwilą byłam tu
i nie tu
Jaszczurka bez ogona
Gdy nagle spełnią sie marzenia
dziwny wicher targa
struną kręgosłupa

*

Wiersz w prezencie dla Tomka L. na Święta

W miejscu z wierszami

można zasadzić słowo,

poczekać aż wzrośnie -

wtedy wrócić w to samo miejsce,

zebrać wiersz.

W sezonie żniw

gałązka zaledwie muśnięta

owocuje natychmiast.

Ale kiedy jest tam taki sezon?

Jakie cykle nim rządzą?

Tego nie wie żaden śmietelnik,

nawet Leonard Cohen.

Tylko Muzy to wiedzą;

to one śpiewają pory roku

w miejscu z wierszami.

*

Dla JK

Ja też widziałam
kolorowe gwiazdy
wiem jak zapada
zmrok nad Równikiem
rozumiem co zgubił
wiatr w Górach Skalistych
Wszystko to brzmi w moich kościach,
w moich żyłach,
w duszy
Choć niemoje, rozłączne,
choć nigdy nie byłam
tam
środkiem kosmosu
Cały drugi świat
podarowałeś mi
Tak nieprzewidziany
tak zbawienny

*

Kraków, 9 stycznia 2014

Teatr wybuchu

teatr końca świata

cegły i śmiech, schody

w bezdechu

U pnia Wieży Babel

tańczmy wkoło

korowód króli

Jest czas zszywania

czas rozdzierania

czas schodów, czas

końca świata

Teraz

Rodzi się przestrzeń

otwarta

jasna

Teatr zbawiony

Bóg

Big

Bang

*

Giszowiec

(dla ŁG)

Miejsce idealne - tam

zamieszkać

być szczęśliwym

Drzewa przy drodze

przyniosą obfitość

Zabłysną porzeczki

Furtka

zaskrzypi i wzniesie się

pył

Nic wtedy nie mów

Dotknij splotu siatki

i ogarnie cię zapach ziemi

Dobre zarządzanie - człowiek człowiekowi

po ciężkim dniu pracy

dał miejsce na Ziemi

Pamięć  potrzebna po to, by trafić

Tu wrócić

Zrozumieć, że ono zawsze

tu było

 

*

Thirty eight years ago, on these stairs, I feel in love. I fell literally, because it just had to happen this way; love, like gravity, is at first a sensation around the ankles, and you don't know if you are to alight or if you are, in fact, being pulled down. You feel a kind of flutter, a tickle - maybe, as it is the very place where Hermes' wings are attached, what you feel is the movement of phantom wings. So, if you just walk on, straight ahead, too young to know better, you will, for a moment, float in the air. And then you fall.

*

 

Wilczość

Krwawe zęby
pazury
łomot wilczego serca
Łapy miarowo
odmierzają
blask mroźnej nocy
Wyć w samotność, bezkresną
próżnię kosmosu
Tylko ty, Księżycu
rozumiesz jak to jest
być w ciągłym ruchu
Przyjacielu
Świecisz odbitym blaskiem
tak jak Ziemia
planeta wilków

(Sheffield, 2014)

*

Krwawozębio pazury
wilczołomoczą
sercołapy rytmodmierzają
noc blaskomroźną
samowyjnie bezkresny idiolekt
kosmopróżny jednoksiężycowo
zrozumienie rozruszne wśródnocne
lunoprzyjazne
światłozwrotne
miarogaiczna współwilczość

(autor: Jerzy Kociatkiewicz, Sheffield, 2014)

*

alfa

Pierwszy sen, pulsujące
ściany
ona i ja
za rękę
Miazga wybuchu zmiata
w dusznej
czerwieni
strzępy kroków
Huk
pęta i gna;
przestrzeń
skleja się z czasem
Życie i śmierć
w uścisku
wyuzdane
bezsłowne
sprzed świata początku
sprzed światła
sprzed Boga
Na początku był
zew

(Sheffield, 2014)

 

*

Lato w mieście

Miasto jak nagły ogród
całe w ptakach i szumie
Lato wymieniło ziemię
pod stopami
spomiędzy płyt chodnika
tryskają anioły
już od rana ulicami płynie śpiew
W taki dzień stawiać stopy lekko
wrócić do punktu wyjścia

(Sheffield, 2014)

*

Lato

Nadeszło lato

Wiem, bo powiedziały mi ptaki

Nie wróble - one uwierzą w byle co

nie kos - on mówi mi to

co najbardziej bym chciała usłyszeć

ale warszawskie szare gołębie

z niewyparzonymi dziobami

parszywe gołąbki pokoju

i poparła nieco wstawiona wrona

Gdy przechodziłam obok tego drzewa

one zstąpiły na ziemię

To od nich wiem

że lato nadeszło

(Warszawa, 2014)

*

Anioły

Rozerwało się niebo,
posypały anioły.
Skrzepłe pióra,
zgiełk krwawy,
strzęp

            niebiańskich ciał.

Gloria in excelsis,
a na Ziemi wojny
i miłość,

            i proch.

(Warszawa, 2014)

*

Miasto jesienią

Wczesną jesienią miasto
jest wielkim garnkiem
kipiącym od snów.
Ulicami
ludzie chodzą ostrożnie,
bo na chodnikach musujące cienie,
a w stopach szumi do nich krew.
Zapach migdałów,
niepokojąco,
przechodzi w zmierzch,
a potem
rozlewa się miód po niebie.
Z bram wyskakują szare kundle
by nieść dobre wieści
tym, co nie boją się
czuwać,
słuchać
całkiem zwilczałym
sercem.

(Sheffield, 2014)

*

Krwawy księżyc

Każdy moment - niewłaściwy.
Każdy wzlot - w nicość.
Bracie smutku
wybacz mi
moje roztargnienie,
że nie chcę
w ciebie wejść po oczodoły,
wciągnąć cię w płuca.
Krwawy księżyc
mruczy, szumi
tak w niebie, jak i w ziemi.
Dziwne dni,
dziwne prądy,

śmierć drapie gardło świata.
Hugin i Munin wracają.

(Gdańsk, 2014)

*

Leeds. Kwiecień

Dzień o zapachu

mokrej psiej sierści

kładzie się przy nodze.

Wszystkie struny miasta

splątane w węzeł

gdzieś niedaleko -

krok, dwa kroki

stąd,

i tylko autobus

drży basem, jak zwykle.

Stary przewoźnnik

żebrze pod sklepem,

nadal umie słuchać jak nikt inny,

on jeden słucha,

wszystkim potakuje.

Kwietniowe słońce trzepoce

uwięzione wysoko

pod sklepieniem nieba.

Rzeka zakrzepła asfaltem.

Wszystkie drogi prowadzą

z powrotem,

do zimy.

(Leeds, 2015)

*

Koszula

Warszawa jest za blisko,

nie jest jak płaszcz,

w którym można

przejść dwie mile.

Warszawa

 

pasuje każdym załomkiem,

kością wprost o kości,

powietrze ma ten sam ton

co szum zamknięty w moich uszach,

płyty chodnikowe są rewersem

mego

płaskostopia.

 

- Płaskotopia -

 

Warszawa to krwawa koszula

na deszczu,

haust tlenu

prosto w tętnicę.

 

(Sheffield, 2016)

 

*

Niebo nad Europą


Kto patrzy w niebo
ten zobaczy anioły
przez chwilę,
przez mgnienie, zanim
stopy
splączą się jak węże i œwiat runie w dół.
Leży leży jak długi
człowiek
w poprzek drogi,
jak igła kompasu,
a nad nim niebo gwiaŸżdziste,
a pod nim Ziemi sól.

(Sheffield, 2017)

 

*

Autobus

Widziałam Madonnę w autobusie.
Niefrasobliwa -
uœmiechnęła się do mnie.
Potem autobus odjechał
w stronę Okęcia
i œwiaty znów
rozplątały się.

(Warszawa, 2017)

*

Droga

Między nocą a œświtem
czarna sylwetka
powoli
idzie ulicą w dal.
On już wie,
że grób jest pusty,
że narodzony z Ziemi
tym razem
przybrał jej ciało.

(Warszawa, 2017)

*

Łagodnoœść


Kraciasta torba targana wiatrem
rozdziawia paszczę przy drodze.
Jadą, jadą samochody.
Torba, z natury łagodna, z bezgłoœnš furiš
miota się, kłapie,
obszczekuje.

(Sheffield, 2017)

*

Wszystko

Odzyskać wszystko: szałwię,
Pnie jabłoni, bielone na wiosnę,
Spadające lichy,
Korbkę studni, szpachelki,
Klapcążki, konewkę,
Kształt szpary w chodniku,
Zapach pomidorów podlewanych szlauchem,
Mlecze, śniący orzech, huśtawkę
Z szczebelkami,
Ale, przede wszystkim, porządek porzeczek,
Czerwonych, białych i mocno-kawowych.
To jest bardzo ważne, bo od tego
Zależy początek i koniec.
Tak jak dwa buty.
Założyć je, wrócić.

(Warszawa, 2017)

*

Zbuk

Na niebie stłuczone
jajo feniksa.
Strzaskany ptasi zarodek
z dziobem większym niż reszta.
A nad nim -
ciężko wirują grudki nieba.
Pod nim -
wietrzny ul
niedopełnionych snów.

(Sheffield, 2017)

*

Żytnia


Cug warszawskiej ulicy,
gorąca czarna rzeka, świergot
tramwajów.

I nagle staję pośród szumu zboża.
Duch pola prześwieca przez
sklepy, parking, ogrodzenia,
autobusy, pędzących ludzi.
Lekki podmuch przynosi
zapach kłosów bez cienia.

Ona,
w wianku z chabrów, w białym welonie
idzie wprost ku mnie, na wskroś, jakbym to ja
była zjawą.

Zrywa się
burza
spoza obu kadrów.

(Sheffield, 2017)

*

Czas hien

Czas hien - opadły, odarły
z wszystkiego, co zbędne.

Jak lekko

(Warszawa, 2017)

*

Lipiec 2017

Uwielbiam Warszawę
A szczególnie
te letnie spacery Krakowskim Przedmieściem
Mazowsze w lecie pachnie lotnym piaskiem
i całkiem
niedaleko do nas jaskółkom


W taki czas
jak jeść lody to śmietankowe
a jak nosić koszule
to tylko czerwone


Taki lipiec w tym roku

(Warszawa, 2017)

*

Ania

Miasto, pełne wróbli,

my dwie na murku za Placem Unii.

Mówisz:

"Może by założyć letnią

kieckę? Ale ja tak lubię

ganiać w portkach

cały rok, na okrągło."

Całe popołudnie przegadane

o Marksie, o Heglu,

śmiejesz się do liści

nad nami.

Potrząsasz głową,

zrywasz się - już późno.

Ja jeszcze zostanę.

Zielono mi, Aniu,

zielono mi w świecie, który

niosłaś ze sobą,

gdzie można żyć

całkiem

bez zazdrości.

(Warszawa, 2017)

*

Dla Ani Z-J

Czytałaś wszystko.

Wierzyłaś w lepsza Polskę

i w zielone drzewa.

(Warszawa, 2017)

*

Loty

W górze ptaki lecą na południe,
w dole liście kołują na północ.
Z dołu w górę zyzgakiem wzbija się foliowa torba.

(Warszawa, 2017)

*

Spełniciel

W samotności prawie równej Bogu
węszy, wietrzy sny,
zjawia się na krok przed aniołem.
Lekko dotyka ramienia,
ale wzrok ma ssący,
z ust płynie słodkie,
duszące powietrze.
Potem zdziera ci z pleców świat.
Płaszcz nie płaszcz,
Graal nie Graal -
wszystko przepełnia
swoim kałem.
Słowa zrozumiałe, ale związek między nimi
niepojęty. Nie "i”, "ale”, "tak”, "nie”,
zawsze "zamiast zamiast”.
Ziemia go ni ziębi ni parzy.
Diabellein znaczy dzielić.
Nic innego nie umie.

(Sheffield, 2017)

*

Jesień

Jesień w tym roku taka przejrzysta -
jak na dłoni widać
oba krańce świata.

(Sheffield, 2017)

*

 


Back

Back to Index